Pewnego deszczowego poranka do mojego pokoju weszli rodzice i oznajmili, iż dość mają tej deszczowej
pogody. Spakowane walizki czekały na dole, a ja miałem za zadanie zabrać potrzebne mi rzeczy na 3
tygodnie!
Zdziwiony byłem potwornie, bo nie dość, że bardzo dawno nigdzie nie byliśmy, to już na pewno nigdy,
ale to przenigdy, nie leciałem tak długo samolotem. Moje zdziwienie połączone z ekscytacją sprawiło, że
w ciągu dziesięciu minut byłem gotowy do drogi.
Samolot przepełniony był pasażerami z różnych krajów, więc i dźwięki, które dochodziły do moich uszu
układały się w melodię nieznanych mi języków. Wszystko to sprawiało, że rosła we mnie ciekawość, nie
mogłem się wprost doczekać, aż moje stopy poczują gorący piach hawajskiej plaży, oczy ujrzą spłowiałe
od słońca palmy i napiję się wody z kokosa, nielubianej przez niektórych. Płyn ten jest nie do wypicia z
powodu smaku – a raczej braku konkretnego smaku (opowiedział mi o tym mój wujek podróżnik – do
dzisiaj nie wiem, o co mu tak naprawdę chodziło).
Domek na plaży, który wynajęli moi rodzice, okazał się niewielki. Były tam dwie sypialnie i kuchnia
połączona z salonem, wyposażonym jedynie w sofę i mały stolik. Niecierpliwie szukałem telewizora, ale
nigdzie go nie było. Pomyślałem, że to będą słabe wakacje jeżeli nie będę mógł oglądać bajek i filmów,
ale pozostała mi nadzieja na skorzystanie z telefonów rodziców.
Na drugi dzień już wiedziałem, że założenie było zupełnie inne, a rodzice nie planowali w tym czasie
żadnego przesiadywania przed ekranem. Jak żyć? – pomyślałem i gotowy byłem się obrazić, już
właściwie miałem zamiar wypowiedzieć, to co myślę, kiedy w drzwiach pojawiła się dziewczynka i
chłopiec.
Byli ubrani letnio, dziewczynka miała prześliczną kolorową, zwiewną koszulkę i słomkową spódniczkę,
chłopiec spodnie w kokosy i czerwony t-shirt z palmą – bardzo mi się podobali. Miałem natychmiast
ochotę się z nimi bawić. Ich rodzice pięknie opaleni, pojawili się tuż za nimi. Zaprosili nas na lemoniadę i
pyszne egzotyczne owoce, których nazwa umknęła mi pod natłokiem wrażeń.
W ogrodzie u owej rodziny znajdował się niewielki hawajski domek, umieszczony na drzewie –
ozdobiony kwiatami i liśćmi palmowymi z leżakiem pośrodku i wspaniałą, niewielką kuchnią do zabawy,
w której były prawdziwe sprzęty, deska, niezbyt ostry nóż i cały kosz owoców.
Abi, bo tak miała na imię dziewczynka, serdecznym gestem zaprosiła mnie do zabawy, a jej brat Akoni
pokazał mi prawdziwy scyzoryk z rzeźbioną rączką. Wskazał zdjęcie pewnego starszego pana i na migi
wytłumaczył, że ich dziadek robi takie wspaniałe przedmioty z drewna.
Nawet nie wiem kiedy minął dzień. W kolejnych było nie mniej pięknych chwil i spotkań lecz najbardziej
czekałem na zabawę z Abi i Akonim, którzy okazali się być wspaniałymi kompanami wakacyjnych
przygód i wcale nie przeszkadzało nam, że nie znałem hawajskiego, ani to, że moi nowi znajomi, nie
porozumiewali się w moim ojczystym języku.
Basen, spacery nad morzem, wesołe miasteczko, wyścigi, rzuty kokosami… to i wiele innych
wspaniałych chwil przeżyłem w czasie 3 tygodni, które minęły zbyt szybko.
Nadszedł dzień wyjazdu, a ja z drżeniem serca opuszczałem nasz domek i moich przyjaciół. Rodzice
zaprosili tę rodzinę w nasze strony, a ja z Abi i Akonim obiecaliśmy sobie, że nie stracimy kontaktu i
będziemy do siebie pisać, dzieląc się tym, co ciekawego nas otacza na co dzień.
Kiedy zająłem miejsce w samolocie byłem tak zadowolony z wakacji, że jedyne zdanie, które
wypowiedziałem rodzicom, zanim zasnąłem, a przespałem całą podróż było:
– Lepsze od wrażeń, które daje oglądanie pięknych krajobrazów i wyjątkowych przygód na ekranie jest
ich przeżycie w rzeczywistości…