Otieno

Dawno temu, a może wcale nie tak dawno, w niewielkiej wiosce żył chłopiec. Dom jego zbudowany był z nisko osadzonych desek okrytych kozimi skórami. Na niewielkiej powierzchni żyło 8 osób: rodzice chłopca i sześcioro dzieci. Otieno, bo tak miał na imię, pomagał rodzicom każdego dnia. Pewnego razu oznajmili mu, że musi chodzić do szkoły. Otieno był bardziej ciekawski niż strachliwy, więc chętnie uległ woli rodziców.

Radość jego nie trwała jednak długo. Uczniowie, wyśmiewali się z Otieno, z jego ubrania ze starego lnianego worka i butów z resztek opon. Skórę miał zniszczoną od ciężkiej pracy, ostrego zboża i słońca, a jego słownictwo było ubogie. Okrutne dzieci podchwyciły to w okamgnieniu. Szykanowany i wyśmiewany chłopiec, zrozpaczony, wrócił do domu. Ojciec wysłuchał jego relacji z minionego dnia, lecz nie odwołał swojej decyzji:

– „Masz chodzić do szkoły, aby pewnego dnia móc uwierzyć w siebie, dzięki mądrości i sile, żyć lepiej niż ja”.

Chłopiec nie chciał zawieść oczekiwań ojca, więc wytrwale mimo niechęci kolegów, uczęszczał do szkoły każdego dnia. Między zajęciami inne dzieci spędzały czas bawiąc się zabawkami kupionymi na bogatych targach, on konstruował zabawki z drewna i liści, z wszystkiego, co znalazło się pod ręką. Tak powstał samochód i lalka, i piłka, i dzida. Jego pomysłowość nie została doceniona lecz wyśmiana szyderczym rykiem zebranych w koło dzieci. I nic nie działało, żadne szepty i prośby, ani jedno tłumaczenie nie dochodziło do przekonanych o swojej racji dzieci.

– „Zniszczyć biednego” – wołały. Otieno niejednokrotnie wracał do domu  resztkami sił, sponiewierany, z siniakami i guzami. Ojciec tłumaczył wciąż, że musi być silny i ponad to wszystko.

Pewnego dnia Otieno wracał suchą doliną, korytem wyschniętej rzeki, w rękach trzymał swoje zniszczone przez uczniów zabawki, gdy nagle przed sobą na brzegu koryta ujrzał Berko, (chłopca stojącego na czele szajki, która znęcała się nad nim podczas zajęć szkolnych). Chłopiec stanął nieruchomo, ani pisnął nawet wtedy, gdy ujrzał swojego wielkiego wroga, jakim Otieno był w jego oczach. Ponad chłopcem niewielkiego wzrostu pojawiła się wielka Mamba. Otieno nie mógł uwierzyć własnym oczom, że ten chłopak, który nie miał litości dla niego, sam teraz jest całkowicie  bezbronny.

Otieno cechowała wielka odwaga, dlatego nie zastanawiając się długo, ruszył na pomoc swojemu oprawcy, wykorzystując tak wielce wyśmianą własnoręcznie zrobioną dzidę. Powalił węża czterema silnymi ciosami, tak że ten nie miał szans ani przeżycia, ani zrobienia krzywdy któremuś z nich. Berko całkowicie zdezorientowany i przerażony całą sytuacją wrzeszczał za chłopcem nie inaczej niż wtedy, gdy ten znajdował się w szkole. „Uciekaj biedaku, zniszczę Cię, zobaczysz”.

Otieno w swojej skromności nie oczekiwał niczego innego, dobiegł szybko do domu i ze zmęczenia zasnął.

Jednak ani na drugi dzień, ani w kolejny i cztery następne nie wstał z posłania, ogarnęły go poty i wielka gorączka, którą matka starała się zwalczyć zimnymi okładami i parzoną we wrzątku roślinnością. Siódmego dnia na progu chałupy pojawiła się znana Otieno postać. Gdy doszło do niego kim jest chłopak, stojący przed jego oczami, zaczął się z lękiem cofać w głąb posłania. Berko tym razem jednak nie powiedział ani słowa, ale położył koło niego niewielkie zawiniątko i wyszedł.

Otieno wyzdrowiał. Wrócił do szkoły. Nie miał w niej przyjaciół. Ale wszyscy uczniowie zachowywali wobec niego dystans, który pozwolił mu wykształcić się i spełnić oczekiwania Ojca. Otieno, na ostatniej kartce w szkole napisał „Uważaj z kogo szydzisz, bo nigdy do końca wiedzieć nie możesz, kto oprawcą Twoim, a kto wybawicielem”.